
Zaskoczyli mnie kibice. Jak na polskie warunki było ich całkiem sporo. Powoli chyba będzie można zapomnieć na dużych imprezach o „samotności długodystansowca". Nie sadziłem na przykład, że piłkarscy kibice „Kolejorza" kiedykolwiek będą mi dodawać otuchy na trasie. Ustawiona na mecie cała trybuna była również szczelnie zapełniona. Sama ilość startujących sprawia, że na trasie nie poczujemy się samotni.
Zwróćcie jeszcze uwagę na jeden ciekawy aspekt Maratonu Poznańskiego. W języku marketingowym zwykło się to nazywać ładnie komunikacją, brandingiem, świadomością marki itp. Na te pojęcia składają się czasem drobiazgi ale budują one korzystny, profesjonalny wizerunek imprezy.
Zaskoczył mnie jednorazowy chip z logiem Maratonu. Oprócz oczywistej funkcjonalności zyskujemy pamiątkę i ciekawy gadżet dla „wtajemniczonych" czyli coś co posiada jeszcze niewiele osób w Polsce.
Po raz pierwszy na polskim maratonie widziałem kubki wyprodukowane specjalnie na konkretną imprezę. Właściwie nic szczególnego ale tego jeszcze u nas nie było...
Medal z wizerunkiem „(nie)zwykłego" biegacza, który został wyłoniony na drodze losowania. Podoba mi się również upamiętnianie na rewersie najważniejszych wydarzeń dla Polski. Tak ma być także w przyszły m roku choć pani Kasia Kulus nie chciała nam zdradzić jak rocznica zostanie wyróżniona w ten sposób...
... i tu koniecznie trzeba wspomnieć o pracy biura prasowego.
Rzecznik maratonu był do naszej dyspozycji, udzielał nam wszelkiej pomocy
włącznie z gotową informacją prasową. Pełen profesjonalizm.
Losowanie samochodu jeśli nie padnie rekord trasy, brak wpisowego dla startujących pierwszy raz lub mających zaliczone wszystkie edycje tylko dopełniają tylko to bardzo pozytywne wrażenie, że biegacze są w centrum tej imprezy.
Muszę przyznać, że Poznań wysoko zawiesił poprzeczkę ale dla
biegaczy to oczywiście bardzo dobra informacja. Poziom polskich imprez stale
się podnosi i mamy nadzieję, że to co dziś jest ewenementem jutro będzie już
standardem.{moscomment}