Wojciech Szota: Na starcie pojawiła się gwiazda Big Brothera i telewizja, ale najbardziej rozpoznawaną postacią i tak był Generał Roman Polko. Punktualnie o 9 prawie 230 śmiałków ruszyło na trasę 4.Maratonu Komandosa. Temperatura minus 2 stopnie i oblodzone ścieżki zapowiadały trudną przeprawę. Do mety dotrze ok. 200 zawodników. Teraz jednak cała grupa dziarsko rusza do przodu. Już na pierwszym zakręcie kłopoty ma kierowca ambulansu medycznego. Zablokował część drogi i powstał mały zator. Dobry humor nie opuszcza komandosów oraz kandydatów na komandosów:) - ktoś krzyknął jedynie „dywersanci!" wywołując salwę śmiechu.

Dziesięciokilogramowy plecak jeszcze nikomu nie ciąży, wojskowe buty nie uwierają a mundur nie obciera. Wszystko zostało skrupulatnie sprawdzone przez organizatorów na starcie. Plecaki komisyjnie ważono i sprawdzono regulaminową poprawność mundurów. Limity wagi są często znacznie przekroczone. Napoje trzeba zorganizować sobie we własnym zakresie dlatego są „wartością dodaną" a picia lepiej zabrać dużo. Sposoby na zrobienie wagi są bardzo różne: piasek, hantle, talerz z siłowni, płyta chodnikowa, ubrania itp. Podobnie jak taktyka na bieg: od tzw. „Gallowey'a" czyli marszu przeplatanego biegiem aż do szarży „cała naprzód" dopóki starczy sił aby cierpienie rozpoczęło się jak najbliżej mety.

{multithumb popup_type=greybox thumb_width=180 full_height=600}Po starcie stawka szybko się rozciąga. Każdy może przebiec obok gwiazdy Big Brothera, która rozpoczynała bieg z pierwszej linii. W asyście komandosa z Lublińca uda się jej przemierzyć nawet 5 km. Komandosi wolą jednak choć chwilę pobiec przy generale, zamienić słowo, pozdrowić. Cóż - taki los generała... Oprócz ekstremalnego wysiłku fizycznego musi jeszcze trzymać fason gdy inni mogą bez przeszkód wykrzywiać twarz w grymasie bólu i zmęczenia.

Trasa jest bardzo dobrze oznakowana i zabezpieczona przez służby - głównie strażaków. Na każdym kilometrze duża tablica, mam wrażenie, że zawsze przyjmowana z ogromnym odczuciem ulgi - kolejny ciężki kilometr za nami. {multithumb popup_type=greybox thumb_width=170 full_height=600}Oprócz gwiazdy Big Brothera w maratonie bierze udział kilka innych dziewczyn. Faworytką jest Agnieszka Mizera, która zwyciężyła tu w ubiegłym roku. Wiem, że Agnieszka jest bardzo silna i niedawno pokonała sto kilometrów w Kaliszu. Dziś zwycięży wielu dzielnych chłopaków, dla których może to być doświadczenie trudne do zniesienia. Na trasie lód, błoto, nierówności, wystające korzenie, dlatego zdarzają się upadki. Na szczęście nikt nie odnosi poważnej kontuzji. Wszyscy niestrudzenie prą dalej naprzód. Dopiero półmetek zbiera pierwsze żniwo. Są tacy co idą od razu do hotelu. Ja kończę połówkę w 2,5 godziny.  Wynik nie jest rewelacyjny - gorzej niż rok wcześniej i niestety wiem, że druga połowa będzie wolniejsza. Mimo specjalnych skarpetek, maści, plastrów, wojskowe buty zrobiły swoje.

{multithumb popup_type=greybox thumb_width=200 full_height=600} Od trzydziestego kilometra zaczyna się męka, czyli klasyczna „maratońska ściana", tylko boleśniejsza. Dają o sobie znać plecy, mięśnie coraz bardziej wiotczeją, a obtarcia trudniej znieść. Spotykam na trasie Kubę Kumocha, dziennikarza, który dzień wcześniej był jeszcze na Maderze a w nocy przyleciał do Polski aby wziąć udział w zawodach. Niestety Kubie szybko skończyła się woda. Od nikogo jednak nie chce przyjąć wsparcia: „Sam jestem sobie winien, więc... pozostaje tylko śnieg." Ze współczuciem i podziwem patrzę jak on posila się śniegiem. Na szczęście Kuba rezygnuje z pomysłu picia wody z rzeki, bo to mogłoby się już źle skończyć. W żółwim tempie poruszamy się naprzód. Wydaje mi się, że tylko „szuramy" a nie biegniemy. Nie jesteśmy w stanie dotrzymać kroku słowackiemu oficerowi, który po prostu maszeruje, ale za to długim defiladowym krokiem. Na szczęście honoru Polski bronią inni. Zwyciężają Dariusz Guzowski przed Krzysztofem Tumko i Waldemarem Dudkiem. My meldujemy się na mecie dwie godziny po zwycięzcy. Najlepsza wśród Pań Agnieszka Mizera też jest przed nami. Na uroczystym zakończeniu nagrodzona zostaje pierwsza pięćdziesiątka. Ja za to mam szczęście w losowaniu i wygrywam specjalne buty firmy Demar. Nie pozostaje nic innego jak sprawdzić buty w boju za rok. 

Wieczorem w hotelu, ci którzy zostali oglądają wspólnie mecz. Po ukończeniu maratonu humory mamy szampańskie, które jeszcze poprawia reprezentacja. Wszyscy wraz z kibicami na stadionie śpiewają Hymn. Organizacja imprezy w wykonaniu Mety Lubliniec jak zwykle bez zarzutu. Dodam, że zawody poza konkurencją (bez plecaka) ukończyli nasi wszechobecni maratończycy: Basia Gil, Jurek Bednarz (najwięcej ukończonych maratonów w Polsce), Piotrek Żukowski.

P.S. Specjalne podziękowania za gościnę dla Andrzeja „Harcerza" Liśniewskiego i Kazimierza Kordzińskiego z Mety Lubliniec.
Tytuł relacji pochodzi z piosenki "Kobranocki". Kto to jeszcze pamięta:)

{multithumb popup_type=greybox thumb_width=170 full_height=600} {multithumb popup_type=greybox thumb_width=170 full_height=600}

 

 

 

 

 

 

Niebawem pokażemy nasz film a poniżej to co można było zobaczyć w telewizji...

 

{google}-5990645043257479650{/google}

{moscomment}