Justyna w Nowym Jorku - ING New York City Maraton - 01.11.09
05.11.2009.
Justyna Kowalczyk:
Maraton w
Nowym Jorku był dla mnie drugim maratonem za oceanem w ciągu jednego miesiąca.
Stąd, mam jeszcze świeże wspomnienia z Chicago i porównanie do maratonu w Nowym
Jork - różnego od tego nad jeziorem Michigan.
Podobnie jak przed maratonem w Chicago przyleciałam
na 4 dni przed startem. Bazę noclegową miałam również w hostelu - tym razem
blisko mety YMCA w Central Parku, bo start i meta w Nowym Jorku są w zupełnie
innych miejscach. Już w czwartkowy poranek mogłam przebiec się po pięknych
terenach parku z koleżanką Moniką Caban-Benavides. Tego dnia już ustawiano metę
i mogłyśmy obserwować przygotowania do wielkiego niedzielnego biegu - już 40. w
historii po tej samej trasie kończącej się właśnie w Central Parku. Dla mnie
wyjątkowego, bo 40-tego tak jak moje urodziny.
Tłumy
biegaczy były widoczne tego dnia, w tym grupy zorganizowane (najczęściej z biur
podróży lub w ramach wspierania fundacji charytatywnych) I tu jest pierwsza
różnica - Nowy Jork jest marzeniem wielu biegaczy, stąd płacą, aby dostać się
lub biorą udział w loterii i tak jak mi się udało wyciągnąć los szczęścia. W
Chicago wystarczy zgłosić się odpowiednio wcześniej, żeby wystartować. Na
trasie maratonu w Nowym Jorku widać dużo debiutantów. W Chicago raczej
doświadczeni biegacze, chcący uzyskać życiowy wynik ze względu na szybką trasę.
Nowy Jork
jest również dużo ciekawszy pod względem ilości miejsc do obejrzenia. Przez 3
dni do maratonu codziennie miałam plan zobaczenia czegoś np. Empire State
Building, Flatiron, Central Stadion, Rockefeller Plaza, Statua Wolności czy
liczne muzea jak np. The Guggenheim museum. Jednym słowem zostałam wciągnięta
przez Wielkie Jabłko jak jest nazywany Nowy Jork i każdego dnia zaliczałam parę
kilometrów podziwiając okolice.
W piątek
postanowiłyśmy odebrać numery startowe z Javits Center Hall - pięknego centrum
ekspozycyjnego, gdzie u wejścia wisiał plakat ze startu maratonu z mostu Verrazano.
Była też makieta trasy, akurat stanęłam obok najtrudniejszego odcinka podczas
mojego biegu między 14 a 15 milą mostu Queensboro liczącego długość 1,6 km. Na
mapie widać też Pulaski bridge (Kazimierz Pułaski jest bardzo popularny ze
względu na swoje zasługi w USA ) znajdujący się w połowie trasy.
Odbiór
numerów jak zwykle bardzo sprawnie, na targach dostałyśmy również koszulki i
numery startowe do biegu sobotniego na 4 km spod siedziby ONZ. Przekazano nam
także bilety na sobotnie pasta party gratis, więc nie należy wykupywać
wcześniej za 15 usd, bo można skorzystać za darmo.
Sobotni
bieg narodów okazał się wielką fetą i okazją do przebrania się w narodowe
barwy. Niestety ze strony polskich biegaczy były tylko 4 osoby włącznie z
Małgosią Smolińską z Gazety Wyborczej z akcji Polska Biega, która nadrabiała
brak naszej flagi krzycząc głośno Polska. Warto sobie zaplanować ten bieg
podczas pobytu. Trasa wiodła do Central Parku, gdzie czekały na biegaczy pyszne
bułki (bajgle amerykańskie z rodzynkami i cynamonem), jabłka i woda Poland
Spring - będąca jednocześnie sponsorem maratonu.
Podczas
tego biegu dowiedziałam się od Łukasza Tymków (dobiegł z czasem 2: 53), że o
godz. 14 00 będzie konferencja dla biegaczy w Hiltonie. Konferencję
poprowadziła Mary Wittenberg - dyrektor biegu w Nowym Jorku. Patrząc na tę
drobną blondynkę trudno było uwierzyć, że jest w stanie zarządzać tak ogromnym
przedsięwzięciem jak maraton w Nowym Jorku. Na sali członkowie elity a wśród
nich rekordzistka świata Paula Radcliffe - mieszkająca w Monte Carlo i posiadaczka
rekordowego wyniku 2:15:25. Wszyscy otrzymali materiały prasowe, z których
można było się dowiedzieć: kto staruje w ramach elity, jakie ma życiówki, jakie
są nagrody finansowe, jak są posadzeni biegacze przy stołach oraz o której wyjeżdżają
autokarami. Prezentowany był również nowy system pomiaru czasu. Zamiast
champion chip był to D-tag - papier syntetyczny z przyklejonym systemem do
mierzenia czasu. Każdy uczestnik z elity biegaczy musiał przynieść buty i
zamocować ten system, żeby była pewność odpowiedniego umieszczenia na bucie.
Z pasta
party jednak nie skorzystałam w sobotni wieczór, mimo, że Green Tawern
znajdowała się blisko hostelu. Trochę odstraszyły mnie kolejki i deszcz,
zresztą sobota była dla mnie bardzo aktywna a potrzebowałam trochę odpoczynku
przed startem.
W ten
Wielki dzień zostałam obudzona przez innych mieszkańców hostelu już o 3 nad
ranem. O 5 nad ranem wraz z innymi biegaczami doszliśmy do stacji metra a
stamtąd na prom Staten Island. W zależności od przynależności do strefy blue,
orange lub green różne były godziny startu, ale promem około godziny 6 rano
udała się większość biegaczy. Potem zostaliśmy przewiezieni autobusami do tzw.
wioski, gdzie następował już podział na strefy. Do startu zostało jeszcze 2
godziny więc można było napić się kawy, zjeść bajgle. Mój start w strefie
orange był o 10.00 rano na godzinę przed już musiałam się znaleźć w boksach
startowych, a pierwsza grupa już wyruszyła (tzw. Fala pierwsza).
Piotr
Rodzik (uzyskał czas 2: 47), którego spotkałam na lotnisku w drodze powrotnej
miał szczęście starować o 9:40, mijając z prawej strony najlepszych mężczyzn z
elity ze strefy niebieskiej. Start odbył się zgodnie z planem, kiedy z
głośników popłynęła znana melodia „I love New York". Wiele osób wzruszyło się
widząc ogromny most i ja byłam wśród nich, stając się częścią historii 40 NYC Marathon.
Pierwszy kilometr już lekko pod górę z czasem bardzo wolnym 6/km potem w dół 4,30/km.
Trasa urozmaicona i ciekawa. Przed półmetkiem flaga Polski i Małgosia z Gazety
Wyborczej, która wypatrzyła mnie w tłumie. Miałam w pamięci radość tego
spotkania, do czasu mostu Pułaskiego na 13 mili w połowie dystansu. Potem długi
podbieg, a potem jeszcze dłuższy 1,5 km most Queensboro, który pojawił się
ledwie 1 milę za mostem Pułaskiego. W sumie tych mostów zaliczałam 5 i przegląd
dzielnic: Brooklyn, Queens, Bronx, Manhattan. Kibicie wszędzie entuzjastycznie
witający i pomocni woluntarjusze serwujący tak jak w Chicago Gatorade i wodę.
Tu również nie było jedzenia poza Power gelem na 30 km. Druga połówka była dla
mnie bardzo ciężka, na deser jeszcze wzniesienia przy Central Park od 23 mili (36
km) do 26 mili (finisz). 400 metrów przed finiszem znów flaga Polski, więc
jeszcze krzyknęłam głośno „Polska". Ostatecznie czas 4:02 - gorszy o 14 minut
od tego w Chicago, ale zupełnie mnie satysfakcjonujący po życiowym 3:48 sprzed
3 tygodni.
Jedyne
czego zazdroszczę mojej koleżance Monice - pucharka dla najszybszej polskiej
biegaczki (3: 24), który otrzymała od konsula dzień po maratonie. Nie miałam niestety
okazji poznać Tomasza Adamka, witającego biegaczy na spotkaniu w konsulacie.
Walczyłam
w trudnym maratonie do końca i mimo jego trudności mogę powiedzieć ,że
I love NY
marathon.
Komentarze (21)
Napisz komentarz
Komentarze można zamieszczać bez wcześniejszego zalogowania.
Pamiętajcie o poprawnym wpisaniu kodu uwierzytelniającego.
Redakcja zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy naruszających ewidentnie kulturę wypowiedzi.